O mnie

Trzy Źródła to magiczna przestrzeń w Kotlinie Kłodzkiej otoczona gęstwiną lasów, naturalnych łąk i majestatycznymi górami. Mieszkamy tu całą rodziną w tym dwie bernardynki i dwa koty. Łączność z Naturą daje nam poczucie ukorzenienia i głębokiego szacunku do wszystkiego co żyje na Matce Ziemi. Od wielu lat zapraszamy gości na warsztaty najczęściej szamańskie, z prowadzącymi z kraju i ze świata, oraz pobyty indywidualne, na których można doświadczyć spotkań przy ogniu, kąpieli w górskim strumieniu i sąsiedztwa dzikich stworzeń. www.trzyzrodla.pl

czwartek, 26 czerwca 2014

Historie wysłuchane


 Nocne opowieści przy piecu w betlejemce, czy ognisku w lesie mają niezwykłą moc. Wyciekają z nas,  gotowych się nimi dzielić i przeżywamy je wspólnie na nowo. Z zachwytem słucham zawsze, tego, co prawdziwie doświadczone i z namaszczeniem przyjmuję. Ten kto się decyduje na osobistą opowieść jest jak bohater, bohaterka, oto uchyla rąbka swojej tajemnicy, nazywa to co było schowane, wybrzmi to strunami głosowymi, zamknie w słowach i wypuści na wolność.  Niektóre historie zostają ze mną na długo, delikatne i intymne, jak tajemnice, inne wędrują dalej w świat, zbyt cenne, aby zachować tylko dla siebie. Pomyślałam, że to jest doskonałe miejsce do tego, aby się nimi dzielić, ponieważ często zdarza się tak, że goście nie widzą w swoich historiach "niczego nadzwyczajnego", natomiast ja widzę, czuję i szanuję.
Las delikatnie szumi, koziołki sarny poszczekują ostrzegawczo, intensywne zapachy letniej nocy prowadzą przez biblioteki wspomnień i  historie wracają.
Najpierw pojawia się postać, widzę twarz, gesty, mimikę twarzy, potem słyszę głos, charakterystyczne pociągnięcia nosem, często powtarzane słowa, śmiech - jedyny w swoim rodzaju.

I Tak pojawił się Maniek. Znaliśmy go jeszcze z czasów Żmigródka, kiedy prowadziliśmy firmę skupu surowców wtórnych. Maniek współpracował z nami, prowadził z braćmi własną firmę. Szczupła, zgarbiona sylwetka, wydawała się drżeć w bezruchu, dlatego Maniek nieustająco się ruszał, nie koniecznie z wigorem, raczej monotonnie i konsekwentnie. Każdy z braci wyglądał inaczej, kiedy przyjeżdżali do nas miało się wrażenie, że to grupa nie podobnych do siebie znajomych. Maniek wyróżniał się tym, że w roboczym ubraniu wyglądał jak menel, z wąskimi oczami na długiej, pociągłej twarzy i potarganymi włosami. Kompletnym zaskoczeniem okazał się fakt, że to on jest szefem, któremu wszyscy ufają. Mówił niedbale, szybko i jednocześnie monotonnie, tak jakby to, co opowiada było normalne i pewnie nie interesujące, jakby chciał mieć swoją wypowiedź za sobą. Pogodne usposobienie i umiejętność słuchania mogła wzbudzać mylne wrażenie, że oto człowiek potulny i spolegliwy, a on w taki sam monotonny sposób wyrabiał sobie opinie i konsekwentnie, często wbrew opinii innych ludzi,  potrafił realizować postanowienia.

Maniek Przyjechał do nas po latach, odnalazł nas, bo wspominał, że fajnie się z nami rozmawiało na magiczne tematy, a właśnie magii mu brakowało do rozwiązania swojego kłopotu. I Tak przy ziołowej herbatce i trzaskającym ogniem w piecu historia popłynęła w przestrzeni.
Zaczęło się tak: firma podzieliła się i każdy brat zarabiał  na siebie, co było Mańkowi na rękę. Przy nim została mama (tato dawno temu zmarł) i dwie siostry, a gdy zaszła potrzeba, bracia się ze sobą dzielili i pomagali jeden drugiemu. W tym czasie Maniek poznał dziewczynę, wiedział, że nie jest to "materiał na żonę", bo "siedziała z nim kiedy za nią płacił", ale wprowadziła się z kilkuletnią córeczką i tak zostało. Mężczyzna poczuł się odpowiedzialny i tym bardziej zaczął dbać o dom. Zdarzyło się  większe zlecenie przy którym bracia znowu pracowali jak jedna drużyna, ale zamiast zyskać na sprzedaży złomu... tracili nie rozumiejąc dlaczego,  bo zapłaty było coraz mniej, a nakładów i roboty więcej. Przyszły koszmarne święta, nie było na prezenty, ledwo starczyło na jedzenie, a panna z dzieckiem zagroziła, że się wyprowadzi. Maniek był zrozpaczony...  Tu następuje zwrot w opowieści - jakby wewnętrzny wojownik podejmował decyzję i tak nasz bohater zdecydował się sprawdzić swojego odbiorcę towaru, czy ten aby na pewno jest uczciwy. Kiedy z cała pewnością przekonał się, że waga na którą wjeżdża się ze złomem i potem na pusto - po rozładowaniu towaru - była w jakiś sposób tak regulowana, że wskazywała nieprawdziwą wagę, nie korzystną dla sprzedających, za to bardzo korzystną dla kieszeni kupującego złom. Maniek, uczciwy i pogodny człowiek wkurzył się mocno, na taką perfidną niesprawiedliwość, ale po swojemu, wiedział, że drogą urzędową niczego nie wskóra.  Zaczął dowiadywać się od ludzi, co może zrobić, żeby wagę wyregulować tak, żeby tym razem wskazywała to, co Maniek zechce. Wystarał się o aparaturę napędzaną pilotem, tak, że mógłby odczytem na wadze zdalnie sterować siedząc za kierownicą samochodu. Należało w tym celu jedną część zamontować przy aparaturze wagi w portierni i to wydawało się niewykonalne. Na ogrodzonym terytorium złomowiska,  właściciel wypuszczał na noc cztery groźne psy. Karmienie ich smakołykami nie przyniosło efektu, były głośne i nieprzejednane. Maniek nie poddał się, zaczął dopytywać ludzi co zrobić, żeby nie pogryzły go ostre psy i tak od starszych ludzi usłyszał, że kiedy smalcem z psa posmaruje podeszwy butów żaden pies nawet na niego nie szczeknie. Wszyscy bracia się z niego śmiali, mówili że to bajki dla naiwnych,  a on przez długi czas zbierał potrącone przez samochody na drogach, martwe psy i na swoim złomowisku wytapiał z nich smalec...
Z duszą na ramieniu w wysmarowanych smalcem butach przeszedł przez płot, powoli wszedł do portierni i zamontował urządzenie. Myślał, że miał szczęście i właściciel tej nocy nie wypuścił psów, z ciekawości przeszedł wolno obok ich legowisk kompletnie zaskoczony zobaczył, że psy są, nie wychodzą ze swoich bud i siedzą cicho obserwując go....

Maniek odrobił na "swojej wadze", tyle na ile go oszukano, po czym skończył współpracę z właścicielem złomowiska. Historię opowiedział mi mimochodem, przechodząc do meritum - problemów z panną z dzieckiem... to ja dopytywałam o szczegóły, jak się dowiedział o oszustwie skąd wziął smalec...  a on zaskoczony, że wzbudził moją ciekawość,  spokojnie dopowiadał.
 Nie oceniam osobistych historii - tak jak człowieka - zapisuję w czasoprzestrzeni jako wielobarwną część tajemnicy, wycinek który dane mi było dotknąć.

Na koniec dodam, że moc i magia zadziałała - a w tym przypadku to Mańka zaangażowanie i modlitwa. Panna przestała go szantażować, pić i imprezować nie przestała, ale jej córeczka uniknęła domu dziecka zostając pod opieką Mańka jego mamy i sióstr.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz