O mnie

Trzy Źródła to magiczna przestrzeń w Kotlinie Kłodzkiej otoczona gęstwiną lasów, naturalnych łąk i majestatycznymi górami. Mieszkamy tu całą rodziną w tym dwie bernardynki i dwa koty. Łączność z Naturą daje nam poczucie ukorzenienia i głębokiego szacunku do wszystkiego co żyje na Matce Ziemi. Od wielu lat zapraszamy gości na warsztaty najczęściej szamańskie, z prowadzącymi z kraju i ze świata, oraz pobyty indywidualne, na których można doświadczyć spotkań przy ogniu, kąpieli w górskim strumieniu i sąsiedztwa dzikich stworzeń. www.trzyzrodla.pl

niedziela, 17 stycznia 2016

Wspomnienia i senne spotkania.

Prorocze sny miewamy. Miewam ja i często opowiadają mi o nich spotkani w życiu ludzie.
Mam szczęście do snów, tych wysłuchiwanych i swoich. Lubię je zapisywać i czytać po jakimś czasie, lubię słuchać o snach i wizjach, czasem podpowiem symboliczne znaczenie, zachwycę się.
Raz korespondowałam z mężczyzną, który potrzebował interpretacji swoich wizji sennych, ale jeden sen był wydrukowany na trzy kartki .. to było jak powieść fantasy i poddałam się po dwóch.

Jakiś czas temu, w zeszłym roku;) usłyszałam gdzieś z wiadomości: "Kiszczak nie żyje". Dla mnie "politycznej ignorantki", nie miało by to pewnie znaczenia, nie znałam go osobiście, to co wiem zasłyszałam od rodziny i znajomych, może w kontekście śmierci jako takiej, kiedy odchodzi ktoś kogo kochano, zostawiając tych co tęsknią i rozpaczają. Jednak przy tej okazji wróciło do mnie jedno, senne wspomnienie....

Kilka lat temu spędziliśmy parę dni u znajomych we Wrocławiu. Oni mieszający na stałe w Ameryce, do Wrocławia przyjeżdżali na wakacje, do swojej starej, przedwojennej willi.
Akurat dobrze się złożyło, bo odbywał się w tym czasie Brave Festiwal, więc mieliśmy możliwość uczestniczenia w niezwykłych rytuałach i spotkaniach z szamanami.
Pierwsza noc, po długich rozmowach i jeszcze dłuższej kąpieli w ogromnej wannie:) poszłam spać i przez sen uczestniczyłam w jakiejś pijackiej imprezie... Hałas, głośne śmiechy i drobne pieniądze porozrzucane na podłodze, a kiedy się im przyglądałam były to srebrnego koloru - chyba aluminiowe monety, które pamiętałam ze starych zbiorów moich rodziców.  Fruwały marynarki, polewano i ciągle ktoś krzyczał: "Czesiek! Czesiu polej!".
Generalnie było wesoło, ale ja wstałam jak na kacu. Rano ze śmiechem opowiadam mój sen gospodarzom, a tu zamiast wspólnej lekkiej rozmowy, zafrasowane miny i porozumiewawcze spojrzenia. Dowiedzieliśmy się, że ten dom, zanim trafił do rodziców naszej znajomej, był własnością Kiszczaka. Pokazali nam betonowy, mały schron w piwnicy, pożalili się, że od początku im się tu źle sypia i że właśnie chcą, żebyśmy im pomogli "oczyścić" dom, bo nie mają pojęcia co się tu działo wcześniej, a dom próbują bez skutku sprzedać od jakiegoś czasu.

Oczyściliśmy. Kilka razy, bo nie było łatwo, coś blokowało i przeszkadzało, jak nie upadło kadzidło, to gospodarz rozbił sobie głowę o framugę drzwi.

Tego samego roku, kilka miesięcy później dom został sprzedany.