O mnie

Trzy Źródła to magiczna przestrzeń w Kotlinie Kłodzkiej otoczona gęstwiną lasów, naturalnych łąk i majestatycznymi górami. Mieszkamy tu całą rodziną w tym dwie bernardynki i dwa koty. Łączność z Naturą daje nam poczucie ukorzenienia i głębokiego szacunku do wszystkiego co żyje na Matce Ziemi. Od wielu lat zapraszamy gości na warsztaty najczęściej szamańskie, z prowadzącymi z kraju i ze świata, oraz pobyty indywidualne, na których można doświadczyć spotkań przy ogniu, kąpieli w górskim strumieniu i sąsiedztwa dzikich stworzeń. www.trzyzrodla.pl

sobota, 25 kwietnia 2015

Wiosenne porządki czyli rzecz o rekapitulacji.

Nie, to nie będzie o sprzątaniu, na pewno nie o takim tradycyjnym sprzątaniu.

Wiosna - pierwsze jej ZAPACHY przenoszą mnie w czasy i miejsca odległe, schowane gdzieś we mnie głęboko. Raz pachnie podwórkiem u babci... raz wagarami.
 Grabię liście, palę ogniska, spaceruję po lesie i "rekapituluję";) Tak, rekapitulacja to niezwykła praktyka, która chce się nam wydarzyć NATURALNIE, ale żeby się wydarzyła trzeba być świadomą tego procesu. 

taki przykład:
Idę lasem - zbiór nieprzypadkowo pojawiających się: zapachów, promieni słońca, drzew i dźwięków,  automatycznie przenosi mnie we wspomnienie "siedzę  z przyjacielem, jego zielone oczy pasują do lasu, rozmawiamy.. "  - za chwilę zaczynam się kurczyć, bo zaczyna się ta, nie miła część, bolesna rozciągnięta na wiele epizodów. Część mnie nie chce jej przeżywać... i z całych sił staram się w pierwszym odruchu odpędzić wspomnienie... żeby znowu nie bolało...

... a prawda jest taka, że boli tak długo, jak długo odpędzamy te spontanicznie pojawiające się kawałki.
Pojawiają się z konkretnego powodu, najczęściej w najmniej spodziewanej chwili (musiały wystąpić najodpowiedniejsze warunki), to naturalny mechanizm "samouleczenia" emocjonalnego, którego nie rozumiemy. Emocjonalne zranienie, jest jak skaleczenie fizyczne, tak długo jaki nic nie zrobimy z ranką, może nie chcieć się zagoić, albo stan będzie się pogarszać. Podobnie rzecz się ma z naszą powłoka energetyczną, pozostaje rana - dziura, przez którą ucieka cenny eliksir. Nic się pewnie nie stanie strasznego, gdy taką otwartą pozostanie, można żyć ze smutkiem, żalem, ale może też dużo fajnego się zadziać, kiedy pozwolimy sobie założyć na taką dziurkę plaster. Przede wszystkim zyskamy więcej energii, bo na zasadzie balonika;) nic nie ucieka z naszych zasobów.

Z tą świadomością zatrzymuje mnie to moje "zielone" wspomnienie, i pozwalam, żeby płynęło samo, jak film. Oddycham, głęboko, czasem w specjalny sposób, pozwalający na jeszcze głębsze wniknięcie w tamtą czasoprzestrzeń i kiedy odegra się cały złożony dramat (wciąż oddychając) w "toltecki" sposób zabieram z tamtego "miejsca" energię, która utknęła i wracam do TU i TERAZ.

Temu procesowi podlegają nie tylko bolesne wspomnienia. Są też fascynujące momenty, do których niestety nie udaje nam się wracać - te świetliste chwile, w których czuliśmy że jesteśmy częścią WSZYSTKIEGO! Szczęście i radość! Do tych też nie wracamy, uciekamy bo nie ma czasu, bo zawsze jest coś ważnego do zrobienia, nie zdając sobie sprawy, że TAM są zmagazynowane ładunki pozytywnej energii.

Na warsztacie z Sergiejem Roslovets: "Labirynt Wspomnień - Intensywna Rekapitulacja" dogrzebałam się po pierwsze: do niezwykle odległych wspomnień np. w jednym z nich, widziałam piec kaflowy, którego świadomie  w moim rodzinnym domu nie pamiętam, kolor ścian i podłogi z okresu bardzo wczesnego dzieciństwa, wydarzenia, które miały wtedy miejsce (a które pamiętałam jak przez mgłę), nakładały się na kolejne, podobne, z późniejszych okresów w moim życiu. Zrozumiałam, że początkiem była ta sytuacja w dzieciństwie, którą udało mi się przeżyć jeszcze raz w trakcie warsztatu. Po drugie: nauczyłam się goić te zadry i odzyskiwać energię - czego konsekwencją jest brak napięcia wewnętrznego w tamtych wspomnieniach, oraz realne zmiany w reakcjach na podobne sytuacje!
Oczywiście sama dokonałam wyboru, które sytuacje chcę rekapitulować, tak jak każdy z uczestników. Pamiętam rozmowę z moją znajomą, była poruszona, zmęczona, i zachwycona w trakcie trwanie procesu. Mówiła, że żadna terapia nie dała jej takich efektów. Oczywiście - jak każdy uczestnik;) obiecała sobie, że będzie w domu intensywnie praktykować. Sergiej przekazuje na koniec wskazówki, w jaki sposób intensywną rekapitulację (nie spontaniczną, która przydarza się sama), przeprowadzać w domu. Powiem szczerze, mało kto ma taką determinację. Najłatwiej jest w trakcie warsztatu, pod okiem doświadczonego prowadzącego, wchodząc w odpowiednie praktyki i ćwiczenia z energia grupy, z którą płyniemy w czasie i przestrzeni. Tu na zajęciach dokonujemy rekapitulacji świadomie, decydując się na wewnętrzne porządki - drogę przez labirynt.

Kilkakrotnie odbyły się w Trzech Źródłach takie spotkania, miałam okazję uczestniczyć w jednym na maxa, a w pozostałych (za zgodą grupy) tylko w wybranych praktykach, obowiązki szefowej kuchni nie pozwoliły na całościowe doświadczenie. Jest to dla mnie jeden z najmocniejszych i najpiękniejszych sposobów na "sprzątanie w przeszłości". Każda podróż w czasie podczas tej  praktyki ma swój początek, rozwinięcie i zakończenie, albo raczej DOKOŃCZENIE, domknięcie. Bolesne ładunki neutralizują się, a wydarzenie może być zarchiwizowane w pamięci, nie zalegając boleśnie, tuż pod powierzchnią.
Doświadczenie "Intensywnej Rekapitulacji.." dało mi zrozumienie mechanizmu tego wewnętrznego procesu, oraz umiejętność reagowania - wchodzenia w spontaniczną rekapitulację.
Chyba wszyscy tego doświadczają: chwili gdy nagle wychodzi "na wierzch" wspomnienie, którego się nie spodziewacie, od razu reaguje ciało, kurczy się i w głowie panika, niektórzy zaczynają mówić coś na głos, albo śpiewać... żeby zagłuszyć, rzucają się w działanie, byle tylko nie myśleć. Zrozumienie o co w tym chodzi pomaga w codziennym funkcjonowaniu.

Ta praktyka pozwala również przyjrzeć się naszym blokadom, przyczynom ich powstania, a często również w efekcie ponownego przeżycia i zrozumienia, następuje rozpuszczenie blokad.
Znajomy opowiadał mi o tym, że od "zawsze" wstydził się śpiewać. Próbował na siłę się przełamać, udawało się, ale głos wydobywał się wtedy twardy i "bolesny", nie znał powodu swojej blokady. Podczas podróży rekapitualcyjnej, zobaczył siebie kilkuletniego chłopca, bawiącego się na podłodze i śpiewającego! Nie wiedział, że w progu stoi mama, która z uśmiechem go obserwuje. Gdy się odwrócił, reakcja była na tyle silna, że spowodowała zatrzymanie głosu. Przeżycie na nowo tego zdarzenia w tak głębokim stanie, oczywiście uwolniło jego głos.
Są w nas zapomniane ścieżki, a odnalezienie ich może przynieść więcej zrozumienia, energii i radości na codzień.

Zainteresowanych zapraszam na stronę www.trzyzrodla.pl



sobota, 11 kwietnia 2015

Świątecznie jeszcze...

Dziś sobotni przepiękny dzień NARESZCIE! Wylegliśmy z domu na dobre:)
Już rosną w lesie pokrzywy nadające się na sałatki, zebrałam i zjedliśmy razem z czosnkiem niedźwiedzim na śniadanie. Las podarował mi kilka piór Sójki i dwie małe czaszki - nadadzą się na kolejne szamańskie lalki.
Pachnie już i naprawdę w słońcu robi się gorąco, poczułam, kiedy zasiadłam pod daglezją do zapisywania zaległych snów - jeszcze ze świąt.

Dziwnie jest teraz, gdy dzieci przyjeżdżają na święta do domu, a trochę jak w gości;) Za oknem mieliśmy zimę i co chwilę zawieruchy, piękne przez okno na spacerze już mniej, kiedy wielkie płatki śniegu wciskały się wraz z silnymi podmuchami wiatru pod kaptur.

 
Świąteczne widoki - dodam - WIELKANOCNE




Takie mamy szczęście, że żyjemy w "ciekawych czasach" i według jednego z proroctw "mamy dużo jedzenia i nie mamy co jeść"... dlatego sięgamy po inne, naturalne i najlepiej regionalne produkty.
Ciasta na święta przygotowała Martyna, wszystkie bezglutenowe, bezcukrowe i bez pieczenia:) Były bardzo syte i pyszne! Chleb od jakiegoś już czasu piekę na naturalnym zakwasie z mąki gryczanej, wychodzi za każdym razem i oczywiście smakuje niesamowicie! Grykę kupujemy od lokalnego producenta, wiec być może ją oglądaliśmy przez okna na polu w zeszłym roku:)

Udało mi się  mi też nareszcie zrobić jajka "herbaciane" - przepis dostępny na internecie - wyglądały i smakowały. Kilka lat się za nie zabierałam, ale jakoś czasu brakowało.

 Zdecydowanie nie będzie to danie tylko  świąt wielkanocnych.

Pasztet z selera, który od lat pieczemy w Trzech Źródłach również na warsztatach,  zatacza coraz szersze kręgi, na "stołach wielkanocnych" w Międzylesiu był przebojem i przepis powędrował dalej.
"Stoły wielkanocne" to impreza gminna, na której  wsie, koła gospodyń wiejskich wystawiają na pięknie udekorowanych stołach własnoręcznie wykonane dania oraz ozdoby wielkanocne.

Spędzanie czasu przy stole choć pięknym i oryginalnym, nie jest moim ulubionym sposobem na spotkania rodzinne. Więcej frajdy mamy z przygotowywania dań i dekoracji;)
      Zdecydowaliśmy się na oglądanie filmów, skoro spacer kończył się zadymka zimową. Z pośród wielu oglądanych -  "Jaskinia Zapomnianych Snów" Wernera Herzoga  najbardziej mnie poruszyła. Głębia i tajemnica i ogrom czasu, nieuchwytny dla umysłu... jakiś niepokój nienazwany... i rozmowy i pełnia z za gór prosto w okna. Siedzieliśmy w wygaszonej jadalni oglądając spektakl.

Wieczorami udało się zasiąść rodzinnie w medytacji, to może pomogło wyciszyć, ustabilizować energię (pełnia z zaćmieniem w Wadze itd..) Dlatego też i sny mieliśmy niezwykłe.

Teraz jeszcze właśnie w lesie, układam w sobie i na kartkach zeszytu...

Lubię iść do lasu na czczo. Inaczej, pełniej doświadczam wtedy spotkanie z Naturą. Wiem które drzewo ma dla mnie wiadomość:) pod którym mam się zatrzymać, tak naprawdę ZATRZYMAĆ.

Czosnek niedźwiedzi zebraliśmy wczoraj w ogromnej ilości u sąsiadki w ogrodzie. Wpadłam na genialny pomysł zupy czosnkowej, zamiast szczawiowej. Zamiast zakwaszania organizmu, oczyszczenie i wzmocnienie. Czosnek dlatego nazywa się niedźwiedzim, ponieważ niedźwiedzie po przebudzeniu z zimowego snu, jadły jego zielone liście oczyszczając się i wzmacniając. Na surowo np. w sałatkach roślina ta mocno obniża ciśnienie, sprawdziłam na sobie;) kiedyś zasnęłam na spacerze, bo byłam tak osłabiona.

Tu dwie nowe kępki które przyjęły się obok jednego z naszych źródeł.

                                          Tu sałatka ze świeżego:)

Po zerwaniu liście mają mocno czosnkowy zapach, naprawdę nie da się go pomylić z inną rośliną, kierując się węchem:) Te ogromne ilości czosnku, które wczoraj zebraliśmy, zmiksowaliśmy, obgotowaliśmy i stoją gotowe w słoiczkach na całoroczne zielone zupy i sosy. Przypłaciliśmy to zajęcie gorzkimi łzami, które gotujący się czosnek z nas wylał, ale smak zupy NIESAMOWITY - doprawiony świadomością leczniczego pożywienia, całkowicie zrekompensował łzy i szczypanie oczu.