O mnie

Trzy Źródła to magiczna przestrzeń w Kotlinie Kłodzkiej otoczona gęstwiną lasów, naturalnych łąk i majestatycznymi górami. Mieszkamy tu całą rodziną w tym dwie bernardynki i dwa koty. Łączność z Naturą daje nam poczucie ukorzenienia i głębokiego szacunku do wszystkiego co żyje na Matce Ziemi. Od wielu lat zapraszamy gości na warsztaty najczęściej szamańskie, z prowadzącymi z kraju i ze świata, oraz pobyty indywidualne, na których można doświadczyć spotkań przy ogniu, kąpieli w górskim strumieniu i sąsiedztwa dzikich stworzeń. www.trzyzrodla.pl

sobota, 31 maja 2014

Zbieranie mocy

Pędzi wszystko, mam takie porównanie do wartkiej wody, albo płyniesz z nurtem, albo ze strachu zaczynasz się miotać i próbujesz łapać się trawy przy brzegu.
Można i tak, ale jak raz utkniesz to już ciężko wrócić do głównego nurtu.
Nasze ciała nie lubią tak naprawdę wygody, powtarzalności, czasem nawet podejrzewam, że podświadomie ściągamy do siebie utrudnienia, aby było ciekawie.

Taki strumień dla mnie nie ma nic wspólnego z rutyną dnia codziennego, bo TU może się zdarzyć absolutnie wszystko!! Wiem, że ta magiczna część w nas uwielbia to, bo czuje, że nic na świecie nie jest do końca wymierzalne i pewne. Ten dreszczyk przygody i wyostrzone zmysły....
Wyobraźcie sobie samotną noc w lesie... przy ogniu...

....
a było to tak, poznałam Sergieja w 2003 roku, kiedy to uczestniczyłam w rocznych warsztatach Vision Quest. Sergiej Roslovets od lat najpierw uczył się, potem współpracował z Victorem Sanchezem przy warsztatach i organizacji AVP, po polsku "Sztuka Świadomego Życia". Przeszedł szereg praktyk, indywidualnych szkoleń w Meksyku, Gwatemali u rdzennych mieszkańców i pod okiem Sancheza, aby stać się trenerem AVP.
Co miesiąc spotykaliśmy się w okolicach Warszawy w mieszkaniach któregoś z uczestników, albo w podwarszawskich lasach. Z każdym spotkaniem docieraliśmy do głębszych pokładów samych siebie i do mocniejszej, prawdziwszej relacji z "poderijos" czyli siłami świata. Jednym z nich jest Dziadek Ogień, forma "dziadek" oznacza w tym przypadku szacunek, ponieważ traktujemy Ogień jako magiczną całość - jego widzialną i niewidzialną część. Do dziś dnia ogień jest obecny przy wszystkich świętych obrzędach, w każdej z kultur, a od niepamiętnych czasów modlono się do niego, aby pośredniczył między ludźmi na Ziemi, a Wielkim Duchem (różnorodnie Go nazywając).
Ceremonie Ognia u Majów i szamanów syberyjskich mają w swojej strukturze bardzo podobny przebieg, poprzez kontakt z Duchami Ognia modlitwa rozprzestrzenia się i nabiera mocy. Podejrzewam, że to się nie zmieniło od wieków.
Końcowym etapem naszych rocznych warsztatów były trzy dni i noce w lesie przy Dziadku Ogniu. To dlatego na każdym z wcześniejszych spotkań rozmawialiśmy w szczególny sposób z Ogniem, czując jak ten kontakt otwiera w nas pokłady rozumienia "nienazwanego".

Pamiętam jak na jednym z naszych nocnych spotkań, kiedy Ogień płonął do świtu, a my uderzaliśmy w bęben, każdy po kolei, nie robiąc żadnych przerw w dźwięku i rytmie. Było kilka rund, kiedy sprytnie musieliśmy sobie podawać instrument. Niektórzy przysypiali, inni mieli wizje patrząc w płomienie, a ja kiedy nie grałam, wsłuchiwałam się w echo odbijanego przez las dźwięku. To było zachwycające, każdy otrzymywał od lasu w odbiciu inna pieśń! Raz słyszałam indiańskie śpiewy, raz pomruki zwierząt, a raz disco! Doczekaliśmy tak do świtu, pierwsze promienie słońca przywitaliśmy na otwartym polu obserwując z niezwykłym poczuciem jedności, wschód Słońca.

Oprócz cyklicznych spotkań otrzymywaliśmy także "zadania domowe". Jednym z nich było spędzenie sylwestra w lesie, przy czym przygotowania do tego były szczegółowo określone, od niezbędnego ekwipunku, przygotowania miejsca, rozpalenia w specjalny sposób Dziadka Ognia, aż po  np. śpiewanie do Dziadka Ognia tego wszystkiego, co wydarzyło się w mijającym roku. Nie pojechałam na tę okazję do Warszawy, spędziłam noc w lesie Trzech Źródeł ze znajomymi, którzy dołączyli się do moich praktyk. Każde z zadań okazało się dla mnie i moich znajomych, pokonaniem własnych ograniczeń.   Śpiewanie o osobistych doświadczeniach, stojąc twarzą do Ognia było indywidualne dla każdego z nas i pełne mocy, nie miało nic wspólnego z wygłupami czy zabawą. Czułam się wspaniale nad ranem po wykonaniu wszystkich zadań,  przysypiając przy Ogniu w zaspach śniegu, tak jest to możliwe:)
 Wszelkie zadania były tak przemyślane, aby wyrwać nas z kleszczy rutyny, abyśmy zobaczyli poprzez "niedziałania" jak ogromny potencjał w nas drzemie, właśnie w taki sposób zbieramy moc.
"Niedziałania", czyli zespoły zachowań odbiegające od norm osobistych, czy społecznych pokazują jak mocno ego próbuje nas ukorzenić w systemie. Wszelkie niedziałania wymyślaliśmy w miarę upływu czasu i poznawania swoich ograniczeń. Grupowym niedziałaniem było między innymi  spotkanie na warszawskim rynku na deserze w strojach kąpielowych. Był słoneczny dzień, my w ogródku porozbierani pijący kawę z tą mieszanką adrenaliny i koncentracji. Była też impreza, na którą zaprosiliśmy gości niewtajemniczonych w nasze praktyki. Zbiorowym niedziałaniem było wystąpienie w wieczorowych, eleganckich strojach, jedzenie wszystkich potraw rękami, bez użycia sztućców poza tym każdy z nas miał zadania wymyślone przez grupę. Był występ tancerek dwie dziewczyny pokonywały w sobie niechęć do wystąpień publicznych, była próba milczenia przez dwie godziny dla innej rozmownej osoby, było wyzwanie: chwalenia się swoimi osiągnięciami z wszystkimi gośćmi imprezy dla skromnej, skrytej osoby, przy czym wszystko to miało charakter konkretnego wyzwania dla każdego z nas,  niż wesołej imprezy.

Cały rok byliśmy mniej lub bardziej skoncentrowani na tym innym, magicznym wymiarze nas samych. Dla mnie to był niesamowity rok wglądów na własny temat i coraz większej koncentracji. Bez trudu potrafiłam odciąć się i medytować w przedziale pełnym ludzi. Pojawiały się niesamowite i świadome sny.
Jesienią u nas pod lasem zebraliśmy się całą grupą  przed wyruszeniem w las, na ostateczne spotkanie.... Sergiej przyjechał wieczorem, spóźniony i debatowaliśmy o tym czy iść w nocy na uprzednio wybrane i przygotowane miejsca odosobnienia, czy czekać do rana. Tylko jedna osoba zdecydowała się poczekać, a my ruszyliśmy zaopatrzeni w wodę na trzy dni, zapałki, folię na wypadek deszczu, ciepłe ubrania i obowiązkowo notes, długopis.
Pamiętam tę chwilę, kiedy staliśmy w kręgu patrząc sobie w oczy tuż przed rozejściem się... piękny moment, bo chociaż szliśmy każdy osobno, to byliśmy w TYM razem.

Las nocą jest WIELKI... coś w nim się rozciąga, rozszerza pozwala doświadczyć ogromu, nieosiągalnego kiedy ogląda się go niedoskonałym wzrokiem za dnia. Wszystkie zmysły odbierają bodźce i dostrajają moje JA do magicznego otoczenia.
Miejsce miałam przygotowane w sąsiedztwie ogromnych Świerków, wcześniej oczyszczone z gałęzi, w odpowiedni sposób przygotowaną "tekę", czyli miejsce Ognia, oraz przywołanych strażników kierunków. Z modlitwą rozpaliłam Ogień i przywitałam jak ukochanego przyjaciela, towarzysza! Och jaka to była ulga kiedy się pojawił!!! Jaka radość!
W tradycji Tolteków Dziadek Ogień potrzebuje "poduszki", czyli grubego kawałka drewna na które opierane są "strzały", czyli cienkie gałęzie, skierowane w odpowiednim kierunku. Tym razem skierowane były na wschód - kierunek Wielkiego Ducha, oświecenia, Ognia i inspiracji duchowej.
Całą noc mówiłam do Ognia, bo tu również mieliśmy zadania do wykonania. On - milczący świadek, powiernik, przy którym ja wojowniczka pokazuję swoją prawdziwą twarz - odkrywam siebie. Wiedzieliśmy, że tu się nie kłamie, o nic nie prosi,  tu mamy BYĆ... i wytrzymać swój "obraz" jak w przydymionym zwierciadle z obsydianu teskatlipoka... Sergiej opowiedział nam legendę o wspaniałym królu - wojowniku, pięknym, potężnym pogromcy tolteckich miast - państw. Odnosił on zwycięstwo za zwycięstwem, w glorii i chwale, aż dotarł do miasta, gdzie przebywał potężny czarownik. Miasto nie maiło szans na obronę, a gdy wielki wojownik dotarł ze swoją armią pod bramy, zastał tam samotnie stojącego czarownika. Mędrzec dał wojownikowi propozycję, może zaoszczędzić sobie trudów walki i miasto samo mu się podda, ale pod jednym warunkiem. On - wielki przywódca, musi odważnie spojrzeć w "przydymione lustro z obsydianu" i oglądać bez trwogi wszystko to, co tam się pojawi. Jako, że wojownik był z niego dumny i nieustraszony zgodził się na tak łatwe zdobycie miasta. Poszedł więc za czarownikiem do jego komnat i stanął przed lustrem. W czarnej tafli pokazały się wszystkie jego lęki, niepewności, mała wiara i cały CIEŃ.... nieustraszony wojownik ujrzał to wszystko, co do tej pory przykrywał wszystkim swoimi zwycięstwami, odwrócił wzrok,  skurczył się w sobie i skulił przed lustrem w ten sposób został pokonany.

Również my mieliśmy "zobaczyć" siebie w "przydymionym zwierciadle" i wytrzymać, nie odwracając wzroku to wszystko, co się pokarze.

C.D.N










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz