O mnie

Trzy Źródła to magiczna przestrzeń w Kotlinie Kłodzkiej otoczona gęstwiną lasów, naturalnych łąk i majestatycznymi górami. Mieszkamy tu całą rodziną w tym dwie bernardynki i dwa koty. Łączność z Naturą daje nam poczucie ukorzenienia i głębokiego szacunku do wszystkiego co żyje na Matce Ziemi. Od wielu lat zapraszamy gości na warsztaty najczęściej szamańskie, z prowadzącymi z kraju i ze świata, oraz pobyty indywidualne, na których można doświadczyć spotkań przy ogniu, kąpieli w górskim strumieniu i sąsiedztwa dzikich stworzeń. www.trzyzrodla.pl

czwartek, 5 listopada 2015

Okruch spadającej gwiazdy

Jesienny czas, koniec października, a początek listopada jest dla mnie magiczny. Według starych legend to jeden z tych ważnych okresów, gdy otwarte są wrota do innych światów.
Od lat w tym czasie mam niezwykłe, czasem prorocze sny, które odczuwam głębiej niż na co dzień.

Śniłam o pięknym miejscu - pałacu, który dopiero się buduje i ja decydowałam, wraz z grupą ludzi jak ma przebiegać rzeźbienie wielkich bloków piaskowca, a kiedy znalazłam się w jakimś zakątku tego pięknego miejsca, coś się stało i wyrosły mi skrzydełka:)))) Takie jak u wróżek z bajki. Cała się zmniejszyłam i latałam!! Tak cudownie i lekko, dołączyły do mnie inne latające, wesołe istoty i razem uczyłyśmy się akrobacji. Miałam oswoić się z energią w ciele i dokładnie to czułam, fizycznie kiedy wirowałam i pikowałam w dół.

Cóż sen był proroczy....

Zaplanowaliśmy, tak jak to mamy w zwyczaju, płynąc za energią, na ostatni dzień października, chodzenie po ogniu. Dokładnie po rozżarzonych węgielkach. Zaprosiliśmy kilkoro znajomych i już w dzień kulminacji (tuż po moim śnie:) przywitało nas przepiękne słońce! Idąc za energią - przesunęliśmy godzinę naszego spotkania, z uwagi na dłuższy czas jasności.



O zachodzie rozpaliliśmy przepiękny ogień.  Duchy Wiatru współpracowały;) Łaskotały nas zadziwiająco ciepłymi, jak na tę porę roku, podmuchami i igrały w płomieniach, czyniąc Ogień niezwykłym!




Kiedy wszystko już było wymodlone, istoty Ognia nakarmione, zebraliśmy się w kręgu przy dogasających płomieniach, ludzie, koty, pies i sowa odzywająca się w oddali.
Wszystko już było przygotowane, łącznie z naszymi odsłoniętymi stopami i nastawieniem.



Cała skoncentrowana stanęłam z bębnem w ręku, krzyknęłam: uwaga! Idę pierwsza wy za mną...
...gdy oświetlił nas tak jasno, jak w dzień zza moich pleców na północnym  niebie mega reflektor! Pomyślałam kto robi taki głupi kawał, w tak kulminacyjnym momencie!! A "kawał" zrobiła przepiękna jasno świecąca, mieniąca się kolorami, smuga światła! Gwiazda spadająca z  nieba.. lecąca tak długo, że krzyczeliśmy wszyscy z zachwytu i zaskoczenia!!
Zgodnym chórem stwierdziliśmy, rozentuzjazmowani, że pierwszy raz w życiu widzieliśmy coś tak niezwykłego! Potrzebowałam chwili, żeby znowu nas skoncentrować na chodzeniu po węglach.
I... przeszliśmy:) Z radością, lekkością, a ze stóp na cała ciało i ducha,  popłynęła niezwykła energia, karmiąco-ożeźwiająca.


Poczucie mocy i radości, piękne doświadczenie:)  Wszystko jak wyreżyserowane czas, przestrzeń i ludzie. Mówiliśmy długo o tym, jak niezwykłe są "przypadki", nawet to, że przesunęliśmy godzinę rozpoczęcia, że "wyciągnęliśmy" ich z domu na taką przygodę i tak cudowny, kosmiczny spektakl na niebie. Wiktor widział tego wieczora jeszcze dwie mniejsze spadające gwiazdy (wierzymy mu na słowo..) zapowiedział już kolejne chodzenie po ogniu, a nuż coś znowu zleci z nieba:)

Przeczytałam potem, że gwiazdę, którą tak dokładnie widzieliśmy na niebie nazwano "bolid", że było to niezwykłe, niespotykane wcześniej zjawisko.

Więc tak się oto ziścił mój sen o lataniu:)