O mnie

Trzy Źródła to magiczna przestrzeń w Kotlinie Kłodzkiej otoczona gęstwiną lasów, naturalnych łąk i majestatycznymi górami. Mieszkamy tu całą rodziną w tym dwie bernardynki i dwa koty. Łączność z Naturą daje nam poczucie ukorzenienia i głębokiego szacunku do wszystkiego co żyje na Matce Ziemi. Od wielu lat zapraszamy gości na warsztaty najczęściej szamańskie, z prowadzącymi z kraju i ze świata, oraz pobyty indywidualne, na których można doświadczyć spotkań przy ogniu, kąpieli w górskim strumieniu i sąsiedztwa dzikich stworzeń. www.trzyzrodla.pl

sobota, 8 czerwca 2013

Czuję, że żyję

Poszczekują w oddali koziołki sarny, ptaki jeszcze mają swój koncert.. a tu wieczór, przyjemny wiosenny, po burzy. W czerwcu Natura pokazuje taką obfitość, zieleni, która z każdym rokiem bujniejsza, kolorów na łąkach i soczystości!!! Tak w Polsce leje, tak u nas wszędzie podmokło, jeszcze się po zimie zbieramy z remontami itd... ale wystarczy jeden słoneczny dzień:) i wszystko wygląda inaczej.
Wdycham zapach wilgotnej Ziemi. Jeszcze nie planuję co jutro...:) Na takim terenie zawsze jest COŚ do zrobienia i przeważnie na wczoraj.
Niebawem czekają nas warsztaty i goście się zjadą. To jest magia tego miejsca, że zjawia się 30 osób, a przestrzeń jakby się rozciąga, jakby mieściła nas wszystkich. Część siedzi w tipi przy ogniu, część spaceruje, można i w kuchni posiedzieć i w sali orła z widokiem na góry. Jest lekko, nie czuję ani ja, ani goście natłoku. Poza tym odkryli to dla siebie, a nam przypomnieli,  w Boże Ciało znajomi:   NIE MA TU KOMARÓW!!! Tak, zgadza się;) nie ma, a jak jakiś się znajdzie to jest tak osowiały, że w locie można go złapać. Szczerze mówiąc nie znam odpowiedzi na to "dlaczego tu nie ma komarów", cieszę się tym faktem, no i zdążyłam się przyzwyczaić. Gdziekolwiek pojadę jestem zaskoczona i zniesmaczona brzęczeniem nad uchem.
Jeszcze w kominku się pali, Ogień tańczy i gada. Kocham czerwcowe noce i  z burzami i bez. To magiczny czas w obietnicy lata.

piątek, 24 maja 2013

Powoli... cierpliwie jak energia w Narurze

Nie można przyspieszyć wiosny, wszystko w przyrodzie ma swój rytm.
 I tak my poruszając się zgodnie z tym rytmem, powoli, jak osadnicy kawałek po kawałku oswajaliśmy się z naszą przestrzenią. Kupiliśmy miejsce ze źródłem, potem okazało się że jest drugie;) A na potrzeby budowy domu wykopaliśmy studnię głębinową. W ten sposób trzy źródła istnieją nie tylko w nazwie.
Od początku energia tego terenu prowadziła nas nie zważając na nasze pomysły;) Mój mąż pragnął miejsca, gdzie można w samotności kontemplować. Ja byłam zbyt zachłyśnięta lasem w którym mogłam pić poranną herbatę, żeby planować cokolwiek. Czułam, że moja dusza właśnie w takim miejscu skrzy się radością!

 Nie pamiętam jak to się zaczęło, ale wiem, że jak się czegoś mocno pragnie to po prostu się zadziewa. Chciałam doświadczyć ceremonii "Szałasu Potów", czytałam o tym i intuicyjnie czułam, że jest to dla mnie. Od "przypadkowego" spotkania znajomej i jej znajomej nawiązałam kontakt z ludźmi którzy organizowali takie warsztaty. I tak oto w 2003 roku  oni poszukiwali miejsca w  Naturze, a ja doświadczyłam pierwszego "Szałasu Potów". Minął zaledwie rok od wyrażonej intencji do jej materializacji. Teraz sama już prowadzę ceremonię "Szałasu Potów", niezmiennie jestem nią zachwycona i przeżywam cudowne chwile połączenia z energią żywiołów i samą sobą.




czwartek, 23 maja 2013

Moje miejsce na Ziemi

Wszystko zaczęło się od snu...
... w którym moja nieżyjąca babcia Antonina odwiedziła mnie, wyściskała serdecznie i powiedziała; "ale macie ładnie tu w tych górach" oczywiście zaprzeczyłam, że przecież nie w górach, a tu w Żmigódku
wiosce gdzie dolnośląskie z wielkopolskim się już łączy... czyli równiny..
Aż tu za kilka dni dokładnie 21 marca 2000  mój mąż Wiktor zdecydował, że jedziemy w góry, na wycieczkę i kto wie, może "coś fajnego znajdziemy". Dzieci wtedy małe, nie poszły do szkoły i ruszyliśmy. Oglądaliśmy miejsca i okolice w nadziei, że się któreś uśmiechnie i będzie pasowało do nas - naszych możliwości.
Dwa pierwsze ostudziły nasze zapały. Równo pokrojone kawałki na bezdrzewnych pagórkach, czekały na malutkie domki letniskowe, na osiedle domków letniskowych...
Powiedzieliśmy sobie "do trzech razy sztuka" i znaleźliśmy Długopole Górne. Byliśmy już zmęczeni całodziennym kluczeniem po górskich miejscowościach, i traktowaliśmy to ostatnie oglądanie z przymrużeniem oka. Gospodarz pokazał nam działkę przy drodze w sąsiedztwie cmentarza, więc podziękowaliśmy.... ale on popatrzył na nas tak głębiej, dłużej i powiedział: "dla was mogę pokazać jeszcze jeden kawałek". Pojechaliśmy, i naszym oczom ukazała się góra porośnięta lasem, a u jej podnóża wielka łąka w przedwiosennym kolorze sepii... Wysiadłam z samochodu i jak rażona prądem poczułam jak wrastam, jak od dołu płynie energia, która ożywia całe moje ciało i wyciska z oczu łzy!!!! To własnie tak czuje się "swoje miejsce na Ziemi"!!!!

Sen o babci przypomniał mi się później:) Kiedy już ochłonęłam i poczułam się u siebie.