O mnie

Trzy Źródła to magiczna przestrzeń w Kotlinie Kłodzkiej otoczona gęstwiną lasów, naturalnych łąk i majestatycznymi górami. Mieszkamy tu całą rodziną w tym dwie bernardynki i dwa koty. Łączność z Naturą daje nam poczucie ukorzenienia i głębokiego szacunku do wszystkiego co żyje na Matce Ziemi. Od wielu lat zapraszamy gości na warsztaty najczęściej szamańskie, z prowadzącymi z kraju i ze świata, oraz pobyty indywidualne, na których można doświadczyć spotkań przy ogniu, kąpieli w górskim strumieniu i sąsiedztwa dzikich stworzeń. www.trzyzrodla.pl

niedziela, 25 maja 2014

Zapiecek

No to mamy już trzy małe kocięta na zapiecku:)

Mama szara dzika kotka  boi się nas, ucieka jak się jej sporzy w oczy, prychała, straszyła ale miseczkę jedzenia zjadła, więc jest szansa, że zostanie.

Zadziwiająca jest macierzyńska moc. Dookoła niej dźwięki, piły motorowe, stukanie młotków, radio... a ona skulona karmi młode.

Betlejemka ma swoją unikalną energię i historię.
Na początku kiedy jeszcze tu nie mieszkaliśmy Wiktor przetransportował tu mały zielony domek. U sąsiada w stodole znalazł się mały stary piec kaflowy:) i było jak w domu. Na zewnątrz zmontowaliśmy palenisko na którym przygotowywaliśmy posiłki.
 


             Pierwsze warsztaty w 2003 roku. Za nami zielony domek.



Potem wyrównaliśmy kawałek przestrzeni z myślą o postawieniu samochodu w zacienionym miejscu. Wiktor wyrównał mały odcinek trzy na cztery metry, między drzewami, lekko oskrobując korzenie Jesionu i nocą totalnie osłupieni patrzyliśmy na światła z pod ziemi! Korzenie Jesionu, mokre, albo spróchniałe świecą fosforyzująco!!! Już wtedy czułam, że garażu tu raczej nie będzie:)
Powstała pierwsza konstrukcja, cztery belki nad nimi dach. Na dół nanieśliśmy siana, które wtedy Wiktor sam skosił prawdziwą wiejską kosą, pożyczoną od sąsiada.
Przyjechali znajomi z chłopakiem, który się nudził i z tych nudów zdecydował się nam pomóc. Wdrapał się pod dach i balansując na belkach malował bejcą dach od wewnętrznej strony, wtedy już mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu w Długopolu.
Wieczorem Paweł opowiedział nam, jak w trakcie malowania przyszły Sarny i zaczęły jeść siano kompletnie nie zdając sobie sprawy, że nad nimi jest człowiek. On coś do nich mówił, zatrzymywały się wtedy, nasłuchiwały i za chwilę jadły dalej, po czym położyły się do snu. Uciekły dopiero gdy skończył malowanie i zaczął schodzić na dół. Może my, a może ktoś ze znajomych powiedział "tam jak w betlejemce". Tak to się właśnie zaczęło.
Za jakiś czas doszły ściany stare okna ze szkoły w Długopolu, piec i stół.
Tak w betlejemce zaczęło się gotowanie. Potem spanie na górze, nad kuchnią.


                       Przy piecu w betlejemce


Następne zagnieździły się w betlejemce Popielice. Odchowało się tam kilka pokoleń. Spanie w ich towarzystwie było wyzwaniem, ponieważ one spały w dzień, a buszowały w nocy. Zdarzyło się nie raz, że któraś wylądowała na śpiworze i czmychała wystraszona, nie mniej niż przebudzony.
 Betlejemka z czasem rozrosła się o namiot jadalniany, aby przyjąć większą liczbę osób gdy pada deszcz, mimo tego, ze był z folii klimat miał w środku niesamowity, szczególne wieczorami przy świecach. Kilka sezonów przetrwał....  ucierpiał którejś zimy, śnieg którego nie zdążyliśmy zwalić, mocno się stopił, potem zamarzł i zawalił konstrukcję.



           Nocne gotowanie w betlejemce przy piecu, w tle namiot.



                                       Namiot jadalniany:) 


 Tego samego roku wiosną Wiktor ze znajomymi postawił nową, solidną drewnianą konstrukcję:) Klepisko zrobiło się samo, bo gliny ci u nas dostatek WSZĘDZIE.
Teraz z kolei jadalnia była większa i solidniejsza, niż kuchnia... I takim to sposobem już na ukończeniu jest nowa połączona betlejemka, w której na zapiecku siedzi już na dziko kocia rodzina:)



                    Miejsce to samo, ale jadalnia już drewniana.

O betlejemce jeszcze będzie. Bo to miejsce DUŻO zmieściło, ewoluowało i zmieniało się razem z nami.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz