O mnie

Trzy Źródła to magiczna przestrzeń w Kotlinie Kłodzkiej otoczona gęstwiną lasów, naturalnych łąk i majestatycznymi górami. Mieszkamy tu całą rodziną w tym dwie bernardynki i dwa koty. Łączność z Naturą daje nam poczucie ukorzenienia i głębokiego szacunku do wszystkiego co żyje na Matce Ziemi. Od wielu lat zapraszamy gości na warsztaty najczęściej szamańskie, z prowadzącymi z kraju i ze świata, oraz pobyty indywidualne, na których można doświadczyć spotkań przy ogniu, kąpieli w górskim strumieniu i sąsiedztwa dzikich stworzeń. www.trzyzrodla.pl

piątek, 23 maja 2014

Niespodzianka

Myślenie symboliczne, czytanie znaków - czy raczej zauważanie głębszego znaczenia w pozornie zwyczajnych rzeczach - to dla wiedźm oczywistość:)
Znajomość symboliki dnia codziennego powoduje, że potrafię dostrzegać pewne sygnały, pewne ostrzeżenia. Cała sztuka w tym, aby umieć to przyjąć, aby wystraszony umysł nie przejął kontroli i ocenił że "na pewno mi się wydawało".

Pamiętam sytuacje spektakularne, jak wywalone śmieci obok przewróconego śmietnika na dworcu w Kłodzku, gdzie przyjechałam po moją znajomą. Podczas jej pobytu u nas doszło do mocnej wymiany zdań między nami "śmieci zostały wywalone na wierzch". Wiedziałam to już pierwszego dnia, ale miałam nadzieję, że może jakoś bokiem nas to ominie. Sytuacja choć nie była przyjemna, wyczyściła nas obie i relacja stała się głębsza i pełniejsza.

Pamiętam zdarzenia, które wcześniej zapowiedział nieżywy gołąb na ulicy - koniec pokoju... Nie było mi wygodnie i bezpiecznie, każde z nich to mała wojna.

Przetrwałam też okres w moim życiu naprawdę kiepski, kiedy wszystko szło nie tak, no i odeszła moja babcia, zginął znajomy i nie mogłam wrócić "do siebie" - tak w środku. Pewnego letniego dnia poszłam do pani weterynarz, umówić się na operację mojej ukochanej suki...
Była taka chwila - moment przepowiedni, kiedy pani doktor zapisywała leki na recepcie, cisza w gabinecie, te wszystkie zapachy leków i uliczny gwar z za okna. Stałam tam zapatrzona w pajęczynę utkaną po zewnętrznej stronie okna. W sieciach gwałtownie szarpał się motyl... Wiedziałam wewnętrznym zmysłem, że jeśli się nie wykaraska, będzie ze mną źle. Skupiłam całą uwagę na tym spektaklu - chwila trwała wieki, już słyszałam przybijanie pieczątek na receptach, a on się dalej rozpaczliwie szarpał, mówiłam w duchu "tylko się nie poddawaj"... Bałam się, że nie zdążę zobaczyć tego do końca, a byłam zbyt mocno poruszona, żeby tłumaczyć co się dzieje, i że dlaczego muszę tu jeszcze chwilę zostać...  gdy tryumfalnie odleciał! Może pani doktor była zdziwiona, widząc moje wilgotne oczy, gdy wychodziłam ze ściśniętym ze wzruszenia gardłem,  ale wychodziłam silniejsza,  pewna, że się wyrwę z tej matni.

Wszystkie znaki są oczywiste, to wszechświat pokazuje dokładnie to, co mamy zobaczyć, pokazuje to co w nas...

Dziś w parne popołudnie na tuż przed burzą, poszłam do "betlejemki", letniej kuchni z jadalnią  w Trzech Źródłach, doglądam tam i fotografuję przebieg prac remontowych. Rozkoszując się zapachami lasu,  drewna  zatrzymałam się na chwilę i usłyszałam cichy pisk, jak nawoływanie. Zaczęłam odpowiadać i podążać za głosem, który poprowadził mnie do naszego wielkiego, kuchennego pieca. Myśli szalały, czy to ktoś robi głupi kawał i kota zamkną w piekarniku? Ale głos wydobywał się z nad pieca. Wdrapałam się na górę i zobaczyłam czarny kawałek futerka. hmmmm popielice, poprzednie rezydentki, są szare, zazwyczaj swoje młode chowają w norkach w dachu, są aktywne w nocy i przede wszystkim mają młode znacznie później. Może to kuna? zapodziało się młode i nie może wyjść... włożyłam rękę w dość wąską przestrzeń między piecem, a kominem  - tuż pod sufitem i natrafiłam na ciepłe futerko... wyciągnęłam małe ślepe jeszcze kociątko....
Oszołomiona usiadłam na krześle z kociakiem na kolanach, no bo jak to możliwe? Nie mamy kotki, mamy dwa kocury. Tu nie przychodzą inne koty - przynajmniej nie widziałam żadnego oprócz naszych. Kotka widocznie dzika, znalazła bezpieczne miejsce dla siebie ale w takim razie dlaczego jedno kociątko??? U kotów to nie jest naturalne. I co robić...
Postanowiłam odłożyć go na miejsce. jest pulchny, znaczy mama przychodzi i karmi, poza tym po co stresować kotkę, zabierając młode. Kiedyś już znalazłam takiego kota, dawno temu, bez mamy i próba odchowania go na zakraplaczu nie powiodła się. Wyścieliłam więc wygodnym, grubszym materiałem kamienny zakamarek i położyłam malucha.

Piec i kot - to w symbolice dnia codziennego ciepło domowe i rodzina... podwójny zaskakujący mnie znak... czuję, że dzieje się DOBRZE, i że nie muszę za wszelką cenę ratować i ingerować.
No i mam nadzieję, że maluch zostanie z nami.

Więcej słów już nie trzeba - żeby nie zapeszyć. Zrozumienie krąży wokół mnie, jeszcze nie nazwane...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz